29 maj 2013
z muzyką w tle
scena 1
Guadalajara, Meksyk. Przy oknie biurko, na biurku laptop, z laptopa leci muzyka, bardzo nie przystająca do rzeczywistości. Dźwięki fortepianu giną w hałasie dobiegającym z ulicy: sprzedawcy wody, wyznawcy sekty „Przestań cierpieć”, chińskie melodyjki grające „Po górach dolinach…” z kościelnej wieży, samochody bez tłumików, włączające się co chwile alarmy samochodowe. I „Dziesięć łatwych utworów na fortepian” Możdżera. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie czułam takiej nostalgii, wręcz fizycznej tęsknoty za Polską, za tą przeklętą, kwękającą polskością.
Piszę o tym do Możdżera. On odpisuje, że się cieszy, że nigdy nie był tak długo za granicą, choć właśnie pisze z Japonii, że kupił prezenty dla przyjaciół, że prosto potem pojedzie do Wrocławia, do ludzi, którzy są mu bliscy… Ja też się cieszę, że odpisał.
scena 2
Koncert Bobby’ego McFerrina w Kongresowej. Pierwszy wyjazd bez półrocznej córeczki. Jak w okresie narzeczeństwa ściskamy się za rękę w pociągu do Warszawy, patrzymy roziskrzonymi oczami podczas koncertu, podczas którego gra również Leszek Możdżer.
Powrotny pociąg mamy późno, więc czekamy… z budynku wychodzi Możdżer. Prosimy o autograf na mojej ukochanej płycie „Time”. Zbieramy autografy dla naszej Poli, gdy dorośnie pokażemy jej świat, muzykę…
scena 3
Przyjaciele zorganizowali koncert dla Jeremiego, a w jego trakcie aukcję. Jedna prośba rzucona w wirze facebooka nie przeszła nie zauważona. Na koncert przyjeżdżają ludzie, a wraz z nimi prezenty. My dajemy płytę „Time” z autografem autora.
scena 4
Słucham płyty „Dziesięć łatwych utworów na fortepian”. Dostałam ją trzy dni temu, na Dzień Matki.